"Narcos" jest bezwzględny! Tak jak bezwzględne jest życie.



To co niedawno zaserwował Netflix dało wielu odbiorcom do zrozumienia, że tworzy się nowa jakość małego ekranu. Serial przestał się już wielu osobom kojarzyć z takimi tytułami jak: "Na Wspólnej", "M Jak Miłość", czy jakaś inna mydlana produkcja brazylijska lub amerykański sitcom. Obecnie tworzy się nowa jakość, udowadniając tym samym swą klasę i podkreślając znaczenie. Teraźniejsze serie to produkcje bardzo zaangażowane w realizację, które niejednokrotnie przewyższają zainwestowanym budżetem projekty filmowe. Netflix postawił wysoko poprzeczkę i zdaje się że w tej kwestii to on będzie wyznaczał standardy, co potwierdza zresztą swoją najnowszą  produkcją – „Narcos”.






Już sam tytuł sugeruje jaką tematyką zajmie się ta seria. Motywem przewodnim będzie kokaina, a dokładniej mówiąc jej szmuglerka do USA. Poznamy biznes narkotykowy od podszewki, zaznajomimy się z jego baronami, ale przede wszystkim pogłębimy historię Pablo Escobara -„króla kokainy”, jednego z najbogatszych kryminalistów na świecie.

"Broadchurch" - realizm, który bije w oczy od pierwszego odcinka.





Po raz kolejny Brytyjczycy potwierdzają swoją pozycję na małym ekranie. Ich produkcje są pieczołowicie przemyślane, nie brakuje dbałości o szczegóły i zaangażowania, a dobór obsady aktorskiej jest zawsze na najwyższym poziomie. Wszystko jest spójne, tworzy całość, a co najważniejsze jest klimat i dobrze opowiedziana historia, która nie pozwala na to, by widz choć przez chwilę odczuwał znużenie. "Broadchurch"  to kolejne dzieło wyspiarzy, o którym z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jest wyjątkowe. 



Dawno nie widziałem tak udanego serialu kryminalnego. Wszystko zaczyna się od śmierci 11-letniego chłopca, która wstrząsa całym miasteczkiem. W niewyjaśnionych okolicznościach policja odnajduję ciało Danny'ego (Oskar McNamara), porzucone na plaży. Początkowo wydarzenia sugerują nam, że popełnił samobójstwo skacząc z klifu, jednak dosyć szybko jesteśmy w stanie stwierdzić, że są to tylko pozory, a sprawa Broadchurch jest bardziej zagmatwana, niż ktokolwiek mógł by przypuszczać.

Szkocka opowieść nie tylko dla kobiet ?




"Outlander" bo o nim mowa, to adaptacja powieści Diany Gabaldon pod tym samym tytułem, w Polsce znana jako „Obca”. Z pewnością kojarzy ją większość czytelniczek. Osobiście nie czytałem żadnego z wydanych tomów powieści i nie zamierzam, więc tym samym wstrzymam się od porównań, związków i ich braku z fabułą serialu. Przyznam szczerze, że do tej pory nie miałem, aż tak sprzecznych opinii i odczuć, jak po obejrzeniu tej serii.



Pamiętam jak na kilka dni przed premierą pierwszego odcinka, stacja Starz chwaliła się i kusiła zarazem, pięknie zmontowanymi zapowiedziami. Na pierwszy plan wysuwały się epickie wręcz XVIII wieczne krajobrazy szkockich gór, dolin i lasów, jej rdzenni mieszkańcy dający łupnia anglikom, a wszystko to przy niezwykle charakterystycznej szkocko - irlandzkiej oprawie muzycznej. W późniejszym etapie cały ten szkocki klimat zaczął przeplatać się z obrazami lat 40-tych XX wieku, zaraz po II wojnie światowej i tu na głównym planie
.firstpage, .lastpage {display: none;}